czwartek, 26 września 2013

Nerdzimy

Przepraszam za brak polskich znakow, niestety na uczelni nie mozna zmienic ukladu klawiatury na polski.

Artur poprosil mnie jakis czas temu, zebym troche ponerdzil i napisal cos o mojej pracy magisterskiej w Trondheim. Uprzedzam: ponizszy tekst moze sie ciezko czytac!

Zaczne od samej organizacji pracy w Trondheim. Wiekszosc studentow tutaj podczas swojego przedostatniego semestru realizuje przedmiot, ktory nazywa sie tutaj Specialization Project. Mozna go porownac do naszej pracy przejsciowej, chociaz jest bardzo duzo roznic, ktore w skrocie postaram sie opisac.

Specialization Project wystepuje (przynajmniej na moim wydziale) w dwoch wersjach; jednej z nakladem 24 godzin tygodniowo (15 ECTS), drugiej z nakladem 12 godzin (7.5 ECTS). Kolejna roznica to sposob zaliczenia tego projektu. Na AGH razem z promotorem ustala sie zakres pracy przejsciowej (z tego co slyszalem, zwykle jest to zrobienie czesci pracy magisterskiej). W Trondheim z takiego projektu trzeba napisac sprawozdanie, ktore zwykle ma 40-60 stron (tyle mniej wiecej maja prace inzynierskie u nas). Dodatkowo dla mnie dosc motywujace sa cotygodniowe spotkania z promotorem, gdzie rozmawiamy o postepie w pracy.

Juz wiecej nie bede zanudzal Was formalnosciami, przejde to tematu projektu. Celem mojego projektu jest przygotowanie systemu do mapowania 3D dla UAV (Unmanned Aerial Vehicle, w moim przypadku Hexacopter).

Rozbijajac to na poszczegolne czesci mamy:

1. Hexacopter, czyli platforma na ktorej caly system bedzie zamontowany
3dr-hexa-motors-top

2. Lidar (Laser Rangefinder); sensor, ktory pozwala mierzyc odleglosci w jednej plaszczyznie (kat widzenia okolo 240 stopni):
URG-04LX-UG01

3. Pandaboard, czyli komputer, ktory znajdzie sie na hexacopterze, kotry bedzie sluzyl glownie do przesylania danych do komputera:

4. GPS x 2, ktore zostana uzyte do stworzenia RTK (Real Time Kinematics), co pozwoli zwiekszyc dokladnosc pomiarow do ~1-2 cm (zamiast ~10 m): 
GPS - u-blox

Do tego dojda rozne nadajniki i odbiorniki do przesylu danych i co najmniej 2 komputery do obslugi calego systemu.

Ponizej prezentacja jak moze wygladac mapa stworzona przez taki hexacopter:

Mateusz

sobota, 21 września 2013

Co zaskoczyło nas w Trondheim

Norwegia to zadziwiający kraj. Mam wrażenie, że tutaj wszystko działa tak jak powinno. Te różnice widać na każdym kroku - na uczelni, w akademiku, w sklepie, na ulicy... 

Co mnie zadziwiło najbardziej? Ciężko byłoby wymienić tylko jedną rzecz. To miejsce zaskakuje mnie każdego dnia. Co ciekawe - zawsze pozytywnie. Minusem są wysokie koszty życia, ale nawet do cen da się po jakimś czasie przyzwyczaić.


                    Co zaskoczyło nas w Trondheim:

  1. Rowery. W Krakowie też jest ich sporo, ale tutaj ludzie się o nie potykają. Na rowerze jeździ każdy - nie tylko studenci. Mam dziwne wrażenie, że po ulicach jeździ ich więcej niż samochodów. Normą są też parkingi rowerowe obecne pod każdym budynkiem, przy każdym możliwym wejściu. Firmy w ramach reklamy rozdają kolorowe pokrowce na siodełka. W akademikach są specjalne kanciapy na rowery.
    Dlaczego tak jest? Może dlatego, że jedno-przejazdowy bilet autobusowy kosztuje 40kr.
     
  2. Uczelnia otwarta 24/7. Wystarczy mieć ze sobą legitymację studencką. Wyrabia się ją bezpłatnie na początku semestru, a trwa to 5 minut... łącznie ze zrobieniem zdjęcia na miejscu. Przy każdym wejściu do budynku jest czytnik, dzięki któremu można wejść na uczelnię nawet o 3 rano w niedzielę (nie próbowałam, ale zapewniam, że można!). Zaskoczyła mnie też ilość miejsca do pracy dla studentów. W każdym budynku można znaleźć sofy, stoliki, biurka, komputery, sale do czytania, drukarki, fotele, zamykane szafki, nawet iPody (tak naprawdę to to są iPady :P (Mateusz)) w bibliotece... ostatnio natknęłam się na kącik kuchenny w moim budynku - zlew, kuchenka mikrofalowa, czajnik i 2 palniki. Obiad w przerwie? Nie ma problemu :P


  3. Brak ogrodzeń. Mentalność Norwegów bardzo różni się od polskiej. Tutaj nikt nie boi się kradzieży, więc ogrodzenia domów sięgają najwyżej do pasa. Podobnie jest z rowerami, które często widzi się zostawione luzem, bez zapięcia.
     
  4. Góry i doliny. Trondheim jest położone na urozmaiconym terenie. Bardzo urozmaica to moje podróże z uczelni do akademika. Zwykle przez pół drogi pcham rower pod górę, bo jest za stromo, żeby normalnie wjechać. Nie wierzcie mapom, jeśli nie ma na nich zaznaczonych wysokości - niewinny odcinek 3km może okazać się nie do pokonania na 2 kołach. Atrakcją turystyczną jest winda dla rowerów znajdująca się w centrum miasta. Btw, od naszej wioski studenckiej (Moholt) jest ok. 1,5-2km do głównego kampusu NTNU, czyli jakieś 5 minut na rowerze albo 15 na nogach. Z góry...
     
  5. Podejście prowadzących do studentów. Na początku czułam się głupio, kiedy zwracałam się do prowadzących po imieniu. Grupy na zajęciach są dość małe (u mnie najmniejsza grupa liczy 4 osoby), więc każdy prowadzący zna swoich studentów z imienia i nazwiska. Prowadzący traktują studentów jak partnerów i... odpisują na wszystkie maile! :)
     
  6. Ilość pracy. W tym semestrze mam dwa przedmioty (oprócz tego piszę pracę inżynierską). Można powiedzieć, że to tylko dwa przedmioty i pewnie mam dużo wolnego czasu, ale ja zamieniłabym tylko na . Tutaj wszystko wygląda inaczej - nie ma obowiązku chodzenia na ćwiczenia i wykłady (nikt nie sprawdza listy), a mimo to sale i biblioteki są pełne studentów. Wszyscy uczą się od pierwszego tygodnia. Nie dlatego, że ktoś nas do tego zmusza. Wydaje mi się, że jest to wynik podejścia prowadzących, którzy wierzą w swoich studentów i potrafią motywować. W każdym razie pracujemy tutaj tyle ile na AGH przed sesją :D brzmi strasznie, ale właśnie tak powinno wyglądać studiowanie :) ...poza tym do tego też można się przyzwyczaić.
     
  7. It's learning. To jest niesamowite ułatwienie życia! System, z którego korzystają studenci i prowadzący. Można tam znaleźć materiały z każdych zajęć, egzaminy z poprzednich lat, wysyłać sprawozdania, kontaktować się z prowadzącymi, sprawdzić deadliny na bieżące zadania (i wiele innych). Na NTNU nie trzeba "załatwiać" materiałów z poprzednich egzaminów. Udostępniają je prowadzący... łącznie z poprawnymi rozwiązaniami! Strona każdego przemiotu wygląda mniej więcej tak (klik):


  8. Mili i uśmiechnięci ludzie. Oni są wszędzie. Jeśli potrzebujesz pomocy, wystarczy, że zapytasz. Nie wiem jak to działa... ale nie spotkałam tu jeszcze zirytowanej pani w dziekanacie albo zestresowanego kasjera w supermarkecie. Oni po prostu są przyzwyczajeni do pomagania sobie nawzajem. A z takim podejściem żyje się łatwiej :)
     
  9. Akademik. Dużo pisaliśmy o tym do tej pory, więc nie będę się rozpisywać jak wyglądają akademiki - to już wiecie. Nie da się nie lubić tego miejsca!
     
  10. Przechodzenie przez pasy bez narażania życia. Otóż to, nawet autobus zatrzymuje się jak widzi pieszego albo rowerzystę, który zbliża się do przejścia. Można przechodzić z zamkniętymi oczami :D Będziemy musieli uważać, żeby nie wpaść pod samochód po powrocie do Polski...
Kaja

środa, 18 września 2013

Czego nie brać ze sobą do Norwegii

Chyba dość dawno nas tu nie było! Już dawno temu naszedł mnie pomysł na post, gdzie wymieniłbym kilka rzeczy, których nie warto ze sobą brać do Norwegii. Zainspirowała mnie informacja, którą gdzieś przeczytałem. Brzmiała mniej więcej tak: "Jeśli wybierasz się do Norwegii na dłużej i nie masz dużo pieniędzy, to opłaca się wziąć ze sobą nawet makaron na pierwsze dni". 

Po przejechaniu całej Polski i pół Europy z 32-kilogramowym bagażem wypełnionym makaronem i konserwami i wejściu do sklepu, poczułem się trochę oszukany przez autora tamtego zdania.

Bez zbędnych komentarzy, przejdźmy do listy.

Czego nie warto brać ze sobą do Norwegii:
  • Makaronu (1 kr makaronu do spaghetti można kupić za około 10 koron (1kr = 0,54zł), inne makarony są w podobnej cenie)
  • Koncentratów pomidorowych
  • Chleba (tak, myśleliśmy o tym, na szczęście nie wzięliśmy ze sobą żadnego; chleb w hipermarketach można kupić już za 8 kr, droższy kosztuje od 20 do 34 koron)
  • Mąki/cukru etc (ceny cukru nie pamiętam, ale mąka kosztuje około 16 kr za 2 kg)
  • Oliwy z oliwek/ oleju słonecznikowego (cena około 20 kr za litr)
  • Płatków śniadaniowych (płatki kukurydziane marki REMA kosztują 8 koron za 750 g i smakują bardzo podobnie do corn flake'sów Nestle!)
  • Płynu do mycia naczyń/proszku do zmywarek/mydła do rąk itp
  • Jogurtów (chociaż ciężko mi sobie wyobrazić kogoś wiozącego jogurt ze sobą, to na wszelki wypadek: duży jogurt z dodatkiem musli kosztuje 8 kr)
  • Garnków, patelni, szklanek (dużo rzeczy tego typu można znaleźć na grupie facebook'owej Student's market Trondheim; do tego w odległości około 3.5 km od naszego miasteczka jest Ikea, gdzie ceny są takie same jak w Polsce; dodatkowo jeśli mieszka się w umeblowanym akademiku, na ogół wszystkie akcesoria można odziedziczyć po poprzednich lokatorach)
  • Roweru (my kupiliśmy rowery w całkiem dobrym stanie po 500 koron)
  • Drukarki (to brzmi głupio, ale chciałem tylko napisać że drukowanie jest tutaj darmowe dla studentów NTNU :P)
Ważna informacja: większość rzeczy opisanych wyżej to produkty sygnowane logami hipermarketów. Co nie zmienia faktu, że są całkiem dobre i jesteśmy zadowoleni z ich jakości :P

Co warto ze sobą zabrać:
  • Mięso, mięso, mięso! (jedyne tanie mięso tutaj to mięso mielone - całkiem dobre - i kosztuje około 20 koron za 400 g; inne rodzaje mięsa są strasznie drogie). Dobra wiadomość jest taka, że w sklepie zwanym Bunnpris codziennie jest promocja na inne mięso (jedno opakowanie kosztuje pomiędzy 22 a 34 korony). W normalnych sklepach nie ma też niczego co przypomina kiełbasę, wszędzie same parówki :(
  • Alkohol, papierosy (jeśli ktoś lubi). Warto wiedzieć, że bardzo dobre ceny mają sklepy w strefie bezcłowej na lotnisku
  • Różne sosy instant, zupy w proszku etc. Tutaj takie rzeczy są strasznie drogie (nie licząc zupek chińskich, którymi nie warto zapychać walizki)
  • Ryż w torebkach (tutaj najtańszy kosztuje około 30 koron za opakowanie; alternatywą jest ryż pakowany luzem, który jest trochę tańszy)
  • Szampon (małe opakowanie Head&Shoulders kosztuje około 30 koron i jest to jeden z najtańszych szamponów)
  • Żel do mycia twarzy (tutaj w cenie około 50-65 koron za opakowanie w sklepach, w aptece jeszcze nie byliśmy)
  • Ubrania (dzisiaj jest wielka wyprzedaż w galerii handlowej w Trondheim; ceny są mniej więcej takie jak u nas bez promocji...)
  • Zapinka do roweru, jeśli zamierza się kupić rower (tutaj takie akcesoria są dość drogie, a w walizce nie zajmują dużo miejsca). Rower to bardzo, bardzo popularny środek transportu w Trondheim
  • Długopisy, teczki, zeszyty i inne artykuły papiernicze (tutaj bardzo drogie)
  • Strepsils, witaminy, lekarstwa (a najlepiej nie chorować, bo każda wizyta u lekarza to koszt 200-300kr)
Uwaga! Trzeba uważać na limity, bo Norwegia nie jest członkiem UE. Tutaj można znaleźć informacje co i w jakich ilościach można przewieźć przez granicę. Szczególnie trzeba uważać na ilość mięsa, alkoholu i papierosów. I na zakaz przewożenia ziemniaków :P

Więcej rzeczy nie przychodzi mi do głowy. Jak wpadniemy na coś jeszcze z Kają to na pewno napiszemy. Być może w najbliższej przyszłości zrobimy posta "zakupy za 50 zł w Norwegii", żeby pokazać ile można kupić za taką sumę.

Mateusz (i trochę Kaja)

poniedziałek, 2 września 2013

Moholt

Czyli nasz dom przez najbliższy rok! 

Moholt jest jedną z 17, a zarazem największą wioską studencką NTNU. Do tego najtańszą, mimo że miesiąc mieszkania w akademiku kosztuje tutaj tyle ile cały semestr w Polsce! 

Za to standard jest o niebo lepszy. Przede wszystkim mamy zmywarkę i ogrzewanie podłogowe. Do tego dochądzą takie udogodnienia jak duża kuchnia (30m2) i łazienka dzielone przez 4 osoby, dostęp do zamykanej "piwniczki" na rowery, możliwość wyboru akademika i współlokatorów itd. Z cyklu "nie spotkasz się z tym w Polsce: tutaj można "legalnie" i nieodpłatnie przenocować gości, wystarczy tylko uzyskać zgodę współlokatorów. Dla nas ten akademik jest wyjątkowo dobry i wyjątkowo drogi. Norwegowie uważają jednak że standard tutaj jest dość niski, a ceny wręcz śmieszne... hm, no cóż ;) 

My mieliśmy trochę szczęścia, bo trafiliśmy do tej nowszej części Moholtu. W podobnej cenie mamy nieco lepszy standard. Poza tym mamy świetnych współlokatorów. To się przecież liczy najbardziej :)

Tak wygląda miasteczko studenckie - dużo zieleni i chodniki przyjazne rowerzystom :p

A tak wyglądają pokoje. Nie istnieje tu coś takiego jak pokój dzielony przez kilka osób - wszystkie są jednoosobowe (nie licząc apartamentów dla rodzin). Nasze pokoje są wielkości 10m2. A to jest moje królestwo :)

A tak wygląda połowa kuchni. W tle wejścia do naszych pokoi (po lewej Mateusza, po prawej mój)

...i druga strona kuchni :)

Nasz akademik!

A to miejsce bardzo lubię, dlatego że bardzo ładnie tam pachnie :D to jest nasza miasteczkowa pralnia. Jedno pranie kosztuje 20NOK (ponad 10zł), a w cenie mamy proszek do prania, płyn do płukania, kilkanaście programów do wyboru (nawet impregnacja), suszarkę i inne dodatkowe opcje (np. powiadomienie SMSem że pranie się kończy za 5 minut!).

Tak nasza kuchnia wyglądała wczoraj. Zrobiliśmy sobie razem ze współlokatorami wieczór pizzy. Nasz współlokator, rodowity Włoch, stwierdził że była niezła. Chyba możemy być z siebie dumni :D

Więcej zdjęć już wkrótce :)
Kaja