Norwegia to zadziwiający kraj. Mam wrażenie, że tutaj wszystko działa tak jak powinno. Te różnice widać na każdym kroku - na uczelni, w akademiku, w sklepie, na ulicy...
Co mnie zadziwiło najbardziej? Ciężko byłoby wymienić tylko jedną rzecz. To miejsce zaskakuje mnie każdego dnia. Co ciekawe - zawsze pozytywnie. Minusem są wysokie koszty życia, ale nawet do cen da się po jakimś czasie przyzwyczaić.
Co zaskoczyło nas w Trondheim:
- Rowery. W Krakowie też jest ich sporo, ale tutaj ludzie się o nie potykają. Na rowerze jeździ każdy - nie tylko studenci. Mam dziwne wrażenie, że po ulicach jeździ ich więcej niż samochodów. Normą są też parkingi rowerowe obecne pod każdym budynkiem, przy każdym możliwym wejściu. Firmy w ramach reklamy rozdają kolorowe pokrowce na siodełka. W akademikach są specjalne kanciapy na rowery.
Dlaczego tak jest? Może dlatego, że jedno-przejazdowy bilet autobusowy kosztuje 40kr.
- Uczelnia otwarta 24/7. Wystarczy mieć ze sobą legitymację studencką. Wyrabia się ją bezpłatnie na początku semestru, a trwa to 5 minut... łącznie ze zrobieniem zdjęcia na miejscu. Przy każdym wejściu do budynku jest czytnik, dzięki któremu można wejść na uczelnię nawet o 3 rano w niedzielę (nie próbowałam, ale zapewniam, że można!). Zaskoczyła mnie też ilość miejsca do pracy dla studentów. W każdym budynku można znaleźć sofy, stoliki, biurka, komputery, sale do czytania, drukarki, fotele, zamykane szafki, nawet iPody (tak naprawdę to to są iPady :P (Mateusz)) w bibliotece... ostatnio natknęłam się na kącik kuchenny w moim budynku - zlew, kuchenka mikrofalowa, czajnik i 2 palniki. Obiad w przerwie? Nie ma problemu :P
- Brak ogrodzeń. Mentalność Norwegów bardzo różni się od polskiej. Tutaj nikt nie boi się kradzieży, więc ogrodzenia domów sięgają najwyżej do pasa. Podobnie jest z rowerami, które często widzi się zostawione luzem, bez zapięcia.
- Góry i doliny. Trondheim jest położone na urozmaiconym terenie. Bardzo urozmaica to moje podróże z uczelni do akademika. Zwykle przez pół drogi pcham rower pod górę, bo jest za stromo, żeby normalnie wjechać. Nie wierzcie mapom, jeśli nie ma na nich zaznaczonych wysokości - niewinny odcinek 3km może okazać się nie do pokonania na 2 kołach. Atrakcją turystyczną jest winda dla rowerów znajdująca się w centrum miasta. Btw, od naszej wioski studenckiej (Moholt) jest ok. 1,5-2km do głównego kampusu NTNU, czyli jakieś 5 minut na rowerze albo 15 na nogach. Z góry...
- Podejście prowadzących do studentów. Na początku czułam się głupio, kiedy zwracałam się do prowadzących po imieniu. Grupy na zajęciach są dość małe (u mnie najmniejsza grupa liczy 4 osoby), więc każdy prowadzący zna swoich studentów z imienia i nazwiska. Prowadzący traktują studentów jak partnerów i... odpisują na wszystkie maile! :)
- Ilość pracy. W tym semestrze mam dwa przedmioty (oprócz tego piszę pracę inżynierską). Można powiedzieć, że to tylko dwa przedmioty i pewnie mam dużo wolnego czasu, ale ja zamieniłabym tylko na aż. Tutaj wszystko wygląda inaczej - nie ma obowiązku chodzenia na ćwiczenia i wykłady (nikt nie sprawdza listy), a mimo to sale i biblioteki są pełne studentów. Wszyscy uczą się od pierwszego tygodnia. Nie dlatego, że ktoś nas do tego zmusza. Wydaje mi się, że jest to wynik podejścia prowadzących, którzy wierzą w swoich studentów i potrafią motywować. W każdym razie pracujemy tutaj tyle ile na AGH przed sesją :D brzmi strasznie, ale właśnie tak powinno wyglądać studiowanie :) ...poza tym do tego też można się przyzwyczaić.
- It's learning. To jest niesamowite ułatwienie życia! System, z którego korzystają studenci i prowadzący. Można tam znaleźć materiały z każdych zajęć, egzaminy z poprzednich lat, wysyłać sprawozdania, kontaktować się z prowadzącymi, sprawdzić deadliny na bieżące zadania (i wiele innych). Na NTNU nie trzeba "załatwiać" materiałów z poprzednich egzaminów. Udostępniają je prowadzący... łącznie z poprawnymi rozwiązaniami! Strona każdego przemiotu wygląda mniej więcej tak (klik):
- Mili i uśmiechnięci ludzie. Oni są wszędzie. Jeśli potrzebujesz pomocy, wystarczy, że zapytasz. Nie wiem jak to działa... ale nie spotkałam tu jeszcze zirytowanej pani w dziekanacie albo zestresowanego kasjera w supermarkecie. Oni po prostu są przyzwyczajeni do pomagania sobie nawzajem. A z takim podejściem żyje się łatwiej :)
- Akademik. Dużo pisaliśmy o tym do tej pory, więc nie będę się rozpisywać jak wyglądają akademiki - to już wiecie. Nie da się nie lubić tego miejsca!
- Przechodzenie przez pasy bez narażania życia. Otóż to, nawet autobus zatrzymuje się jak widzi pieszego albo rowerzystę, który zbliża się do przejścia. Można przechodzić z zamkniętymi oczami :D Będziemy musieli uważać, żeby nie wpaść pod samochód po powrocie do Polski...
Kaja
Mateusz, ponerdź trochę i zrób wpis o tym czego się uczysz, nad czym pracujesz w ramach magisterki itp :D
OdpowiedzUsuń